Na codzięń jestem kierowcą międzynarodowego transportu krytycznego i zwykłe mam dość nudne kierunki, ale trafiają się również takie rodzynki jak te. Dostaję zlecenie do spedytora, a tam transport z okolic Londynu, aż Doś anta Cruz de Teneryfę. Na początku nie dowierzałem, ale na załadunku wszystko okazało się faktem. Czekało mnie ponad 3500 km przygody i 2 promy. Przejechałem kawałek Anglii, cała Francja i Hiszpania, Potem jakieś 40h na promie i jestem na teneryfie, gdzie samej pracy miałem na 1.5h i potem „czekałem” 3 dni na prom powrotny. Zjechałem moim busem przynajmniej połowę wyspy i nawet wpakowałem się tym klockiem na parking pod wulkanem i kolejką wjechałem na wulkan. Było to dość śmieszne, bo pewna Polka wpadła na mnie, a ja odpowiadam nic się nie stało. Na samym wulkanie też spotkałem z 2 grupki Polaków. Sama wyspa jest nie do podrobienia, zupełnie inny świat. A cała wyspa to po prostu zastygnięta lawa.