Plan był następujący....wieczorny przyjazd do La Gouille, kilkugodzinny nocleg w aucie i wczesny start w góry żeby mieć je całe dla siebie ?.
Koło 22 na miejscu przywitała mnie burza i ulewa....prognozy nie były optymistyczne. Na rano również..
Kolejna niespodzianka - wschód słońca dopiero o 6:40. O 4 rano była tak czarna noc, że nie znalazłem dogodnego parkingu ani wyjścia na szlak.
Więc czekam... o 6:30 z mgły i czerni nocy pojawił się parking i początek trasy.
No więc szybki start, żeby nadrobić stracony czas. Pogoda jednak nie rozpieszcza. Co chwila przelotne opady deszczu. Szlak stosunkowo łatwy (tylko kondycja, kondycja i kondycja). Miejscami dość słabo oznaczony. Mało ekspozycji za to widoki (gdy się już przejaśniło) piękne. 
Momentami (chmury) widoki jak z okien samolotu :). 
Dużo wielkich, pokruszonych skał przypominających kostki domina lub kości do gry...dla olbrzymów.
Natomiast same dojście na szczyt wymaga odwagi, koordynacji oraz zerowego lęku przestrzeni i wysokości.
Jak to potocznie mówią "górale" - niezłą lufa :))).
Dookoła wspaniałe widoki, dwa wielkie lodowce, olbrzymie szczyty i tylko ta samotność w górach ?. 
Praktycznie cały dzień miałem Alpy tylko dla siebie. 
Nie pierwszy raz.