Zdjęcie zastępcze ©Olneo.pl
Stopem przez Rumunię
Album: | Rumunia |
Dodano: | 12/01/2015 |
Odsłon: | 3216 |
Komentarze: | 0 |
Sierpień 2013. Udało się. Wraz z koleżanką wyruszyłyśmy z domu. Plan był następujący: PKS Wrocław - Przemyśl, dalej przez Ukrainę do Czerniowców. Stąd przez Suczawę nad Morze Czarne. Szyki nieco popsuł nam przeładowany PKS, a w efekcie - jak się okazało - udało nam się przeżyć niezłą przygodę. Miałyśmy do dyspozycji bardzo mało czasu - urlop i obowiązki rodzinne, więc nie mogłyśmy tracić go w oczekiwaniu na wolne miejsca w zbiorowej komunikacji. Decyzja była natychmiastowa. Zaryzykowałyśmy, nie bardzo licząc na powodzenie, bo po naszej pierwszej młodości czas już minął. Jednakże wzorem naszych nastoletnich dzieci stopem przejechałyśmy z Polski przez Słowację, Węgry aż do Bukaresztu. Szokiem były dla nas bliskie okolice dworca. Wszędobylskie, cygańkie dzieci nachalnie dopraszające się o datki, widoki wysypisk śmieci usypanych wprost we wnętrzach budynków, których widok wyzierał z czeluści poprzez powybijane szyby. Nawet drzewo przez balkon wzbijało się ku słońcu. A dalej kilka przystanków metrem - monumentalny Pałac, trudny do ogarnięcia wzrokiem. Stąd do morza dojechałyśmy zadziwiająco czystym i pachnącym paciągiem. Celem był port Constanca. Piękne miasto, jednak bardzo zaniedbane. Widoczne są w nim czasy dawnej świetności i cała masy psów i kotów. Nowoczesny, przeszklony obiekt mocno kontrastuje z bogato zdobionym starym budynkiem, z przyczepioną sznurkami do muru rynną, z której na całej wysokości wyrasta bujna roślinność. Ale jakże: ten mimo braku okien i drzwi strzeżony jest przez ochronę. Po zwiedzeniu portu i wizycie w meczecie wylądowałyśmy na plaży w kurorcie Mamaia. Czarny piasek, lecznicze błoto, słońce, a nade wszystko woda. Tak płytka w tym miejscu, że daleko, daleko przed siebie trzeba było iść, aby móć się zanurzyć w morskiej fali... Warto było!