Weekend na Malcie
Niebawem mam egzamin więc chciałem się „zresetować”, a nic mi nie daje tyle satysfakcji i pozytywnego „powera” co podróże. Ponieważ w tym roku zwiedziłem już 3 kraje azjatyckie i 6 europejskich, więc finansowo nie chciałem szaleć (a i urlopu za dużo też nie zostało). Pewnego wieczoru po 2 lampkach wina długo się nie zastanawiając wszedłem na rozkłady lotów Ryana i zacząłem szukać różnych destynacji z promocjami. W tym roku zwiedziłem Sardynię i Sycylię, więc stwierdziłem że pasowałoby zakończyć ten rok kolejną wyspą śródziemnomorską. Los padł na Maltę. Cena biletu 50 euro, godzina 15 minut lotu z Rzymu zdecydowanie przemawiały za tą miejscówką. Niestety co do pogody to trafiłem na dość spore zachmurzenie ale w pierwszy dzień na szczęście obyło się bez deszczu i może i lepiej że nie było słońca zarówno jeśli chodzi o zdjęcia jak i o sam fakt, że zabrałem zdecydowanie za ciepłą – zimową kurtkę. Było dość ciepło (zdecydowanie cieplej niż w Rzymie) ok. 19 stopni ale wietrznie.
Szczerze mówiąc bałem się wynajmować samochód (pomimo bardzo dobrych promocji) i to z 2 względów. Przede wszystkim (o zgrozo!) rzecz, którą Angole spaprali od Australii przez Malezję, Indie po Maltę (czyli ruch lewostronny). Znam siebie i wiem, że nie byłbym w stanie prowadzić samochodu w ten sposób. Poza tym po co wynajmować samochód skoro cała wyspa jest wielkości Krakowa :D a ja na zwiedzanie miałem cały dzień, noc i kolejny dzień. Także postanowiłem (i nie żałuję) wybrać transport miejski: sprawny, tani (na przejazd lotnisko – la Valletta zapłaciłem 1,5 euro). Sama stolica sympatyczna, niewielka i w sumie naprawdę w 1 dzień można całą pieszo obejść. Malta jest naprawdę niezwykła. Na każdym kroku widać, czuć niesamowity miks kultur od arabskiej przez angielską, włoską, afrykańską. Na samej Malcie jest ponoć tyle kościołów, co dni roku i objeżdżając Maltę autobusem miejskim, oraz „z lotu ptaka” faktycznie wież kościelnych było widać naprawdę bardzo dużo. Z pewnością numerem 1 jest konkatedra św. Jana chrzciciela. Jako miłośnik obrazów Caravaggia musiałem tam wejść (znajdują się tam 2 słynne dzieła tego artysty: ścięcie Jana Chrzciciela oraz św. Hieronim). Ale kościół ma do zaoferowania zdecydowanie więcej niż te dzieła włoskiego artysty. Piękne są marmurowe posadzki cosmatich w Rzymie, ale to, co zobaczyłem w konkatedrze św. Jana przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Śliczne grobowce wielkich rycerzy zakonu maltańskiego – prawdziwe dzieła sztuki.
Byłem bardzo zdziwiony, że tak dużo osób na Malcie mówi po włosku i że tak dużo Włochów tam mieszka. Co 3 restauracja jest z kuchnią włoską i bliskość (zaledwie 80 km) od Sycylii jest wyraźnie odczuwalna.
A ogólnie kuchnia? Odzwierciedla architekturę. Tu również czuć wpływy wielu kultur. Ogromny wpływ kuchni włoskiej, ale Maltańczycy mają też kilka swoich „perełek”. Danie narodowe, rewelacyjne, wspaniałe, delikatne, świetnie przyprawione mięsko – królik. To był na pewno najlepszy królik, a nawet zaryzykuję stwierdzeniem, że w ogóle jedno z najlepszych mięs jakie jadłem w życiu.
Co do samych Maltańczyków, to niezwykle uprzejmi, serdeczni, pomocni ludzie.

Nie będę się zbytnio rozpisywał, bo już kilka osób napisało opinie o tym wspaniałym kraju, państwu-wyspie. Resztę przedstawiłem na zdjęciach.