Trzytygodniowy trip po Uzbekistanie - kwintesencja moich dziecięcych pragnień. Sami wymyśliliśmy co chcemy zobaczyć, co chcemy tam robić i z kim chcemy się spotkać - czyli Taszkient, Samarkanda, Shahrisabz, Buchara, Urgencz, Chiwa i Amu-daria . Tyle plany ... cóż nie planowaliśmy trzech wesel ale świetnie się na nich bawiliśmy, nie sądziliśmy, że spotkamy tak przyjaznych i uczynnych ludzi, ale spotkaliśmy, nie mieliśmy jeść szaszłyków nad brzegiem Amu-darii ale jedliśmy i co najważniejsze : nie mieliśmy padać na kolana, ale padliśmy! Podążając śladami Timurydów czuliśmy się tak jakbyśmy przenieśli się do baśni tysiąca i jednej nocy. Miejsca, które zobaczyliśmy dzięki naszym uzbeckim Przyjaciołom są niedostępne dla zwykłego turysty i nie mam tutaj na myśli tych ogólnie dostępnych, znanych. Chorsu bazar w Taszkiencie to osobny temat pełen niesamowitych smaków i zapachów, niektóre z nich przywiozłam oczywiście ze sobą.....rajchon, ajran, somsa, lepioszka, płow, kwiaty hibiskusa ogromne jak dłoń - będą mi przypominać o tym niezwykłym kraju bez morza (aralskie już wlasciwie jest jeziorem) i bez drinków palemką... ale ze wspaniałym koniakiem:-)