Maroko, a w zasadzie miasto Rabat. Pierwszy poranek spędziłem pod łóżkiem :D rano obudził mnie dźwięki, na pierwszy rzut ucha ;) przypominające alarm przeciw bombowy :) Okazało się, że mój hotel był położony obok meczetu ;)
Ocean- pierwszy raz w życiu widziałem i dotykałem go właśnie w tym miejscu. Miasto przepiękne, czyste jak na Maroko, czuć, że jest się na innym kontynencie, ale widać też francuskie wpływy. Ludzie mili, aczkolwiek, nie zawsze uczciwi, zawsze trzeba się targować i zwracać uwagę na ilość wydawanej gotówki, ale nie ma z tym tragedii. każdego dnia chodziłem na targ, który jest ogromny i mega wciągający. Ludzie wciskają różne rzeczy i usługi po czym żądają zapłaty- trzeba na to zwracać uwagę. jedzenie przepyszne, ale pisze to ja, dosłownie wszystkożerca :) ślimaki z targu smakują idealnie, a kebab, który w niczym nie przypomina tego naszego jest jeszcze lepszy. oczywiście dania lokalne jak Tażin (Tadżin) czy harira- tego trzeba spróbować. Smakują zupełnie inaczej niż na naszym kontynencie, co jest w sumie oczywiste :)
Ocean zatyka dech w piersi. jedzenie wyśmienite. targ wciąga bez reszty :)