Wybralem sie do Rumunii po raz drugi. Podobnie jak rok temu kolezanka nie dopisala, wiec pojechalem sam. Przygode zaczalem w Timisoara. Urocze miasto, szczegolnie w okolicach starego miasta, z parkami, skwerami i zabytkami. Przyjemnie bylo spedzic dwa wieczory w kilku kawiarniach, ktorych bylo calkiem sporo. Nastepnym celem podrozy bylo Portile de Fier (Zelazne Wrota) czyli przelom Dunaju przez wapienne gory na granicy z Serbia. Nocowalem w poblizu, wiec kilkanascie kilometrow dojazdu, a potem juz okolo 100 kilometrow wzdluz rzeki. Jak na taka trase i atrakcje, zaskakujaco maly ruch samochodowy. Chyba tylko lokalsi. Kilka monastyrow po drodze i twarz krola Decebalesa wykuta w skale, pod ktora podplywaja stateczki i lodzie wycieczkowe. Kolejny dzien to przygoda z Transfogarska. Ponownie udalo mi sie zobaczyc 6-7 niedzwiedzi. Ruch dosc spory, na szczycie targowisko ze wszelkiej masci pamiatkami, wyrobami. Tam bylo sporo osob, nie dalo sie wrecz zaparkowac. Pogoda, jak w wysokich gorach, dosc kaprysna. Na noc zjechalem do Brasova. Na wzgorzu nad miastem bialy napis BRASOV, prawie jak w Los Angeles. Niestety, kolejka na szczyt byla w trakcie remontu, a deptanie po szlaku w temperaturze 33 stopni uznalem za nieroztropne. Wybralem obiad i zimne piwo na starym miescie. Dziesiatki restauracji, kawiarni, sporo turystow, zabytkow, jedna z najwezszych uliczek w Europie - Strada Sforia, a jakze, z widokiem na napis Brasov na szycie gory. W Brasovie spedzilem dwie noce. Niedaleko lezy Bran, czyli rzekomy zamek Drakuli. W rzeczywistosci Vlad Palownik nigdy tam nie mieszkal, legenda stworzona dla turystow. Zamek super, wyposazenie z epoki. Dla turystow winda strachow i sala tortur. Po drodze zahaczylem o Rasnov, zobaczyc jeden z niewielu zamkow chlopskich w Europie. Tu kolejka dzialala, ale dostepna byla tylko dolna czesc zamczyska. Po drodze w kierunku Sigisoary wypatrzylem kolejny klejnot Siedmiogrodu - Rupea. Pod mury da sie podjechac samochodem. Miejsce chyba malo popularne, spory parking i tylko jeden malutki bar z napojami. Wart obejrzenia, piekny widok na okolice. Tym sposobem dotarlem do Sigisoary. Z hotelu mialem tylko 5 minut na butach na stare miasto. Obiad zjadlem obok Skara, 400-letnich schodow na wzgorze, ktore osloniete sa dachem, idzie sie jak w tunelu. Ekstra dojscie do starej czesci miasta z arkadami po lewej stronie i widok na wieze zegarowa. Ten sam widok podziwialem na scianie restauracji Casa Vlad Dracula. Miejscowy malarz na moich oczach oddawal sie tworczej pasji, nawet zamienilem z nim pare slow, kiedy podszedl do mojego stolika, zeby spojrzec na swoje dzielo z dalszej perspektywy. Tu skonczyla sie moja rumunska przygoda na ten rok. Za rok znow pojade, bo Jestem zachwycony. Krajobrazami, ludzmi, miastami, miejscami ktore zapieraja dech.