Zdjęcie zastępcze ©Olneo.pl
Kopenhaga czyli bliskie spotkanie z rowerami
Album: | Dania |
Dodano: | 08/02/2017 |
Odsłon: | 2719 |
Komentarze: | 1 |
Toronto, Niagara i okolice
1 osoba, 1 maszyna, 2 miłości, 5 krajów, 2500 km
Objazdowka po Hiszpanii
Trip po Azji cz. 1 Tajlandia + Malezja
Trip po Azji cz.2 INDIE
Sardynia 2016
Objazdówka po Portugalii 2016
Objazdówka po Sycylii 2016
Weekend na Malcie
Średniowieczny Manhattan i darmowe całoroczne termy? Tylko w TOSKANII
Kopenhaga czyli bliskie spotkanie z rowerami
Rumunia termy i krótka objazdówka
Szczerze odradzam! :(
Moja przygoda z Meksykiem
Łotwa, Estonia, Litwa
Jestem zdecydowanym zwolennikiem „resetów” zwanych popularnie „city breaks”. Jest sporo miast w Europie, która można zwiedzić w 3 dni za stosunkowo niewielkie pieniądze. Do takich miast z pewnością należy Kopenhaga, choć ostatnia uwaga może nie jest najtrafniejsza, ba! Kopenhaga to jedno z najdroższych miast w Europie.
To pierwsze państwo skandynawskie, które miałem przyjemność odwiedzić. Pierwsze wrażenia? Lekkie podobieństwo do Amsterdamu, a to za sprawą licznych kanałów i przede wszystkim… rowerów. Rowerów jest tu chyba więcej niż ludzi :D a na pewno więcej niż samochodów. Rowerem jeździ niemal każdy (jako pierwsze miasto na świecie, otrzymała od Międzynarodowej Unii Kolarskiej oficjalny tytuł „Rowerowego Miasta”). I naprawdę trzeba się nieźle narozglądać, żeby nie zostać rozjechany przez miłośnika jakiegoś jednoślada ;)
Kilka rzeczy, które dziwiły, spodobały się itd.:
1) Brak zasłon w oknach :) myślałem, że to tylko w naszym apartamencie/bloku, ale nie. We wszystkich oknach brakuje firanek/zasłon. Takowe są jedynie w sypialniach, a kuchnie itd. Są całkowicie odsłonięte – szok nr 1 :)
2) Zimno – ze zwiedzaniem Kopenhagi należy zdecydowanie zaczekać na późną wiosnę/lato/wczesną jesień. Może przez to, że od 7 lat mieszkam w Rzymie i tyłek nie jest przyzwyczajony do temperatur minusowych? Mimo wszystko zimą zwiedzanie tego na pewno interesującego miasta nie jest zbyt przyjemne.
3) Całkowicie zautomatyzowane metro. Widziałem taką „Zabawkę” już np. w Lyonie we Francji, ale mimo wszystko siedzenie w pierwszym wagonie i uczucie jakbym to ja był maszynistą – bezcenne :D
4) Poziom życia. Dotychczas lepszy standard widziałem chyba tylko w Szwajcarii i Dubaju. Taksówki – Mercedesy, ogólnie sporo nowych, luksusowych samochodów (wiele razy widziałem Teslę). Duńczycy to naprawdę kasiaści ludzie, ale co za tym idzie – ceny również konkretne. Wstąpiłem na pizzę, bo widziałem że było napisane „forno a legna” więc pomyślałem, że ta pizzeria MUSI być prowadzona przez Włocha i tak faktycznie było :D właścicielem był Włoch z Peruggi, a kucharz z Pescary. Młody „łebek”, który stwierdził: „jest zimno i brakuje mi Włoch, ale tu w 10 miesięcy odłożyłem pieniądze na wynajem dobrego apartamentu i samochód”. Do tego poznałem drugiego kucharza – Rumuna Adriana (a że w kwietniu lecę do Rumuni, to zagadałem). Okazało się, że on też miał lecieć następnego dnia tym samym samolotem do Rzymu. Zapytał się jak ma dojechać do hotelu, a gdy stwierdziłem, żeby się nie martwił, bo ja go zawiozę, to był wniebowzięty do tego stopnia, że piwo do pizzy on mi postawił :D To jest właśnie to, co uwielbiam w podróżach – różnorodność, życzliwość ludzi. Podróże naprawdę kształcą i uwielbiam ostatnio oglądać przygody Fazowskiego na YT – gość ma pasję. Ale wróćmy do tematu cen:
5) Najtańsze hotele z normalnym, 3 gwiazdkowym standardem od 100 euro za dobę (nam się udało na airbnb znaleźć apartament za 60 euro).
6) Kuchnia – d*** nie urywa ale jak ktoś lubi śledziki to będzie zadowolony (ja byłem). Skosztowałem oczywiście tradycyjnego smorrebroda z różnymi dodatkami i przepysznych nieśmiertelnych i charakterystycznych hot dogów z budki (chyba z 4 zjadłem tak mi smakowały :p). No i oczywiście Frykadelki (czyli takie nasze małe mielone). Jestem miłośnikiem serów i się nie zawiodłem. Są bardziej „intensywne”, wyraziste, „pachnące inaczej” :p i naprawdę wyśmienite.
7) Sami Duńczycy – bardzo sympatyczni, mili, życzliwi i pomocni – to akurat nieco zdziwiło i było jak najbardziej pozytywne.
8) Co do samej Kopenhagi to na pewno ma kilka ważnych i ładnych punktów wartych uwagi. Począwszy od symbolu – małej syrenki (wiało tak bardzo od morza, że po kilkudziesięciu sekundach musieliśmy się stamtąd ewakuować), poprzez drugi (chyba najbardziej rozpoznawalny na świecie) symbol – Carlsberg (ciekawe muzeum ze wspaniałą degustacją różnych piw). Do tego zamki, najdłuższy deptak w Europie, śliczne portowe kamieniczki (w jednej z nich mieszkał sam Andersen), park Tivoli (za zimno było na te atrakcje niestety), w okolicy Kopenhagi 2 śliczne zamki (w tym jeden bardzo słynny, bo to ten od Hamleta), sklep LEGO i Christiania. Nie wszystko udało nam się zrealizować i zobaczyć (trochę z lenistwa, bo spaliśmy prawie do 11), a w dużej części dlatego, że było nam po prostu cholernie zimno. Tak, tak – 3 stopnie to już dla Włochów cholernie zimno :p). Mimo wszystko na tym polega piękno organizowania „na własną rękę”. Chce ci się spać? To olej zamek i śpij, zrealizuj to co naprawdę należy do „must see” i tyle. W końcu jedziemy też odpocząć, a nie „na zabój zaliczać” kolejne punkty na mapie.
Muzeum Carlsberga, spacer po najdłuższym deptaku w Europie, skosztowanie śledzików na 100 różnych sposobów, podróż wyobraźnią do lat dziecięcych - bajek Andersena, zamyślenie nad Kierkegaardem, zadumanie w kolorowym porcie etc.